Przez pół dnia wszyscy się zastanawiali, o czym we wtorek (6 czerwca) wieczorem powie Andrzej Duda. Wygłoszone orędzie dotyczyło Unii Europejskiej.
Z wielkiej chmury mały deszcz
Kiedy padała informacja, że wieczorem we wtorek 6 czerwca prezydent wystąpi ze specjalnym orędziem, politycy, dziennikarze i komentatorzy zastanawiali się, w jakiej sprawie głos zabierze Andrzej Duda. Atmosferę napięcia podkręcali prezydenccy urzędnicy, mówiąc, że warto będzie orędzia wysłuchać.
Stąd przypuszczenia, że Andrzej Duda raz jeszcze odniesie się do ustawy powołującej komisję do zbadania rosyjskich wpływów w Polsce. A może zabierze głos w kwestii głośnego orzeczenia Trybunały Konstytucyjnego, który ocenił, że prawo łaski jest wyłącznym prawem prezydenta. To w odniesieniu do ułaskawienia ministra Mariusza Kamińskiego i wiceministra Macieja Wąsika. Tymczasem...
orędzie dotyczyło spraw Unii Europejskiej
– Dokładnie 20 lat temu odbyło się referendum w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. 7 i 8 czerwca 2003 roku Polacy podjęli historyczną decyzję. Przytłaczającą większością opowiedzieli się za przystąpieniem do Unii, a tym samym potwierdzili przynależność Polski do świata Zachodu – zaczął prezydent.
Zaznaczył, że jest dumny z unijnych osiągnięć Polski. Mówił o inwestycjach, ale dodał, że obecnie UE ma trudniejszy czas. Mówił o wojnie w Ukrainie i potrzebie współpracy.
– Do takich właśnie spraw należy zbliżająca się polska prezydencja w Unii Europejskiej, którą obejmiemy już za półtora roku. Musimy być do niej doskonale przygotowani – mówił Andrzej Duda.
I zapowiedział: – W środę (7 czerwca) złożę projekt ustawy, który określi ramy współpracy między prezydentem, rządem, Sejmem i Senatem w kontekście przewodniczenia przez Polskę pracom Rady UE w pierwszej połowie 2025 r.
Przepisy trochę inne niż zapowiedź
Według proponowanych przepisów Andrzej Duda jako prezydent chce mieć wpływ wyłanianie kandydatów na ważne stanowiska UE takich jak członków Komisji Europejskiej, Trybunału Obrachunkowego, sędziego TSUE, rzecznika generalnego TSUE, członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, członka Komitetu Regionów, dyrektora w Europejskim Banki Inwestycyjnym, komisarzy. Chciałby mieć w tym względzie swoiste stanowisko weta.
To nie premier a właśnie prezydent miałby uczestniczyć w szczytach Unii Europejskiej.
Niektórzy komentatorzy spekulują, że w ten sposób prezydent przygotowuje się na ewentualną przegraną PiS w wyborach.
Napisz komentarz
Komentarze