Niedawno wicepremier Jacek Sasin przedstawił rozwiązanie, które według niego miałoby załagodzić skutki gospodarcze zamrożenia cen prądu. Zaproponował, żeby niektóre przedsiębiorstwa obciążyć dodatkową opłatą. Jak informowała „Rzeczpospolita”, uogólniając, „podatek od nadmiarowych zysków (marż) miał wynieść 50 proc. i objąć nie tylko spółki Skarbu Państwa, koncerny energetyczne i banki, ale też wszystkie firmy prywatne zatrudniające powyżej 250 osób”. Szacowano, że dzięki temu państwowy budżet będzie mógł liczyć na kilkanaście miliardów złotych.
Cios w producentów energii
Czy propozycja ministra aktywów państwowych wejdzie w życie? Niewykluczone. Mimo to na razie rządzący swoją uwagę skupili na innym pomyśle. Do informacji o tym, czym zamierzają zastąpić „daninę Sasina”, dotarł Money.pl. Zgodnie z projektem ustawy przygotowanym w ekspresowym tempie do regulowania „kwoty wpłaty” będą zobowiązane jedynie firmy produkujące energię i zajmujące się jej obrotem. Mimo że w projekcie nie padło słowo „podatek”, dla przedsiębiorstw ze wspomnianego sektora zmiany oznaczają jedno – wyższe koszty.
„Z rządowego projektu wynika, że daninę zapłacą m.in. wytwórcy energii elektrycznej wykorzystujący do jej wytwarzania energię z wiatru, energię z promieniowania słonecznego, energię geotermalną, hydroenergię, biomasę, biogaz, biogaz rolniczy oraz biopłyny, z wyjątkiem biometanu, a także odpady. Będą nią objęte także m.in. przedsiębiorstwa energetyczne zajmujące się obrotem energią elektryczną” – wyjawił Money.pl.
„Kwota wpłaty” ma być obliczana w zależności od technologii wytwarzania energii, co będzie regulował osobny akt prawny. Wysokość opłaty do 15 dnia każdego miesiąca ma ustalać prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Rząd dostanie rykoszetem?
Osoby krytykujące projekt szczególnie mocno akcentują włączenie do „opodatkowania” firm z branży OZE. Wskazano, że taki pomysł sprawi, że producenci ekologicznej i stosunkowo taniej energii będą niejako pokutować za wytwórców energii drogiej.
Głos w sprawie zabrał m.in. prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Janusz Gajowiecki tłumaczył, że sprzedaż energii elektrycznej opiera się na długoterminowych kontraktach, a rządowe propozycje mogą zagrozić rentowności inwestycji w tym sektorze. Podobne stanowisko w rozmowie z Money.pl zaprezentowała Monika Mirończuk, dyrektorka Działu Prawno-Analitycznego w firmie Energy Solution.
Na razie nie wiadomo, kiedy projekt trafi pod obrady sejmu. Zły sygnał jednak poszedł. Firmy mają teraz o czym rozmyślać – o przyszłości swoich interesów.
Napisz komentarz
Komentarze