„Stefan miał zaledwie 5 lat. Był wspaniałym, potężnym psem w typie owczarka niemieckiego. Ważył aż 70 kg i oczywiście nie był rasowy, ale miał spokojny charakter, nie był agresywny, uwielbiał swoją rodzinę, a rodzina jego. Niestety Stefana już nie ma. Zabił go weterynarz, który pomylił adres” – tak w internetowym wpisie na Facebooku opisywana jest ta bulwersująca sprawa.
Na początku maja weterynarz został wezwany do miejscowości w gminie Zagnańsk. Na podwórku Maciej D. ze strzykawką w ręku zapytał właścicieli, gdzie jest pies. Nie było w tym nic dziwnego, bo lekarz od lat szczepił to zwierzę przeciwko wściekliźnie. Właściciele Stefana sądzili, że tym razem chodziło o to samo.
Według relacji na FB, pies po zastrzyku uciekł do kojca, nie reagował na przywoływanie. Kiedy nieświadomi niczego właściciele poprosili weterynarza o wpisanie szczepienia do książeczki zdrowia psa, „na wszelki wypadek, gdyby na przykład kogoś ugryzł”, Maciej D. odpowiedział, że nie jest to konieczne. „On już nikogo nie ugryzie, przecież go uśpiłem” – opisuje sytuację Interia.
Okazało się, ze Maciej D. pomylił adresy i uśpił zdrowego psa. Właściciele zwierzęcia zaczęli krzyczeć, ale lekarz rzucił książeczkę zdrowia, oddał im 100 zł za szczepienie i miał powiedzieć: „Możecie sobie kupić nowego psa”.
Sprawą zajęła się policja, prokuratura oraz Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Ten już zbadał wstępnie okoliczności i potwierdza, że pies był zdrowy.
Teraz do Sądu Lekarsko-Weterynaryjnego ma trafić wniosek o ukaranie Macieja D.
– Pod kątem odpowiedzialności zawodowej weterynarzowi grozi maksymalnie upomnienie lub nagana. Owszem, jest przepis pozwalający na odebranie weterynarzowi prawa wykonywania zawodu, ale w orzecznictwie zostało to zakwestionowane przez Sąd Najwyższy jako kara niewspółmiernie wysoka w stosunku do popełnionego czynu” – wyjaśnia lek. wet. Aleksander Borowiecki, rzecznik odpowiedzialności zawodowej.
Napisz komentarz
Komentarze