Dlaczego za kierownicą często pozwalamy sobie na więcej? Ponieważ – jak tłumaczy na portalu mofakty.pl psycholog Tomasz Witkowski – „dla naszego mózgu samochód jest pozbawiony ludzkiej twarzy”.
Winny jest mózg
Według Witkowskiego można wyróżnić trzy główne formy agresji drogowej:
gniew w trakcie jazdy,
werbalne ataki,
ekstremalną furię prowadzącą do fizycznej konfrontacji z innym kierowcą.
Jeśli chcemy okazać swoje niezadowolenie, nie tylko trąbimy, ale także błyskamy światłami i uskuteczniamy tzw. jazdę na zderzaku. To bardzo niebezpieczne zachowania. Ale co zrobić, skoro to wina naszego mózgu?
Ludzki mózg po prostu nie utożsamia samochodu z człowiekiem, mimo że to człowiek ten samochód prowadzi. Efektem jest zupełny brak empatii. A przecież nie każdy kierowca usilnie chce zrobić nam na złość.
Kobiety raczej atakują słownie, a mężczyźni…
Nie tylko Polacy są nerwowi za kierownicą. Tak naprawdę na Zachodzie wcale nie jest lepiej, choć stereotypowo powtarza się, że na zagranicznych drogach kierowcy są dla siebie bardziej uprzejmi niż w Polsce.
A kto jest bardziej porywczy – kobiety czy mężczyźni? Jedni i drudzy mają wiele za uszami. Jak stwierdził Witkowski, kobiety częściej stosują napaść słowną, podczas gdy mężczyźni raczej decydują się na brzydkie gesty bądź zajeżdżają drogę. Zauważalny jest też związek między posiadaniem potężnych samochodów a wyższym poziomem agresji.
Jak rozładować agresję na drodze?
Żeby zmniejszyć poziom agresji na drogach, Witkowski proponuje trzy rozwiązania: wprowadzenie systemu komunikacji między kierowcami, skuteczniejszy system kar oraz przemodelowanie nauki jazdy.
Kiedyś symbol taki jak zielony liść, który informował, że przed nami jedzie ktoś z mniejszym doświadczeniem za kółkiem, czy komunikacja przez CB radio między kierowcami, pomagały obniżyć poziom agresji. Być może warto do tego wrócić.
Napisz komentarz
Komentarze