- Mówi, że wokół widzi coraz więcej przedmiotów. To oczywiście jest jeszcze etap takiego gojenia bezpośrednio po zabiegu, ponieważ ten zabieg wymaga zrobienia większego cięcia, niż to jest klasycznie. Tę ranę się zaszywa, także musi minąć parę dni na taki normalny proces gojenia - mówi o pacjentce prof. Robert Rejdak. To szef Lubelskiej Kliniki Okulistyki Ogólnej i Dziecięcej, Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie i zarazem jeden ze światowych specjalistów, który teraz może o sobie mówić, że uratował wzrok pani Helenie.
Miała nie widzieć
91- letnia kobieta z Garwolina od lat nie widziała. Miała zaćmę i zwyrodnienie plamki żółtej. Ta druga przypadłość prowadzi do uszkodzenia siatkówki. Można powiedzieć, że ratunku dla pani Heleny nie było. Ale to nie jest do końca prawda.
Zespół prof. Rejdaka, po raz pierwszy w Polsce (i w naszej części Europy), wszczepił pacjentce soczewkę teleskopową. - Działa jak takie szło powiększające. Dzięki temu pacjent, który ma schorzenia plamki może z bliska odczytywać druk, rozpoznawać rysy twarzy - wyjaśnia lekarz stacji Polsat News.
110 tys. zł w oku
To bardzo skomplikowana operacja, którą przeprowadza się na zachodzie Europy, ale w Polsce jest to zupełna nowość. Problemem jest m.in. to, że soczewka musi być bardzo mała. Musi zmieścić się w oku i musi być mniejsza od naturalnej soczewki człowieka, którą trzeba usunąć.
Soczewka powiększa obraz 2,7 razy. Pacjent jest w stanie zobaczyć przedmiot, rozpoznać go. Na przykład rysy twarzy osoby, na którą patrzymy z bliska. Jest nawet w stanie czytać większe litery niż klasyczny gazetowy druk.
Ta sztuczna część nie jest tania, bo kosztuje około 110 tys. zł i nie jest refundowana. Pani Halina otrzymała ją, bo klinika kupiła kilka soczewek w ramach programu naukowego.
- Do tej pory mówiliśmy: "bardzo przepraszamy, nic się nie da zrobić". W tej chwili powoli będziemy tę metodę rozwijać, ale jak to w przypadku nowych rozwiązań, jest pewne "ale" - mówi prof. Rejdak.
Napisz komentarz
Komentarze