Zdaniem wielu nauczycieli tak, bo jest to element ogólnego wychowania. Zdaniem uczniów – nauczycielowi nic do tego. Zdania rodziców w tej kwestii są podzielone.
Mydło i woda
Zdarzenie sprzed lat. Lekcja języka polskiego. Jedna z dziewczyn, 16-latka, przyszła do szkoły w ostrym makijażu. Zdenerwowana nauczycielka wyszła na chwilę z klasy. Wszyscy byli przekonani, że za chwile wróci z dyrektorem. Przyszła jednak z niewielką miską wypełnioną ciepłą wodą, mydłem i papierowymi ręcznikami. I kazała dziewczynie umyć twarz. Trafiła na ostry opór.
– Nie będzie mi pani mówiła, co mam robić. Nie jest pani moją matką! – rzuciła.
Nauczycielka kazała jej wyjść jej z klasy. Ta awantura miała swój ciąg dalszy, bo rodzice złożyli skargę na polonistkę. Dyrektor nakazał jej przeprosić uczennicę przed całą klasą.
Czy nauczycielka rzeczywiście nie miała takiego prawa? I co jest ważniejsze: wygląd ucznia/uczennicy czy wiedza, którą mają? – pytają często rodzice.
Czego nie wolno nauczycielowi?
Obowiązki ucznia – przypomnijmy – określa statut szkoły. Dotyczą one:
- właściwego zachowania podczas zajęć,
- usprawiedliwiania nieobecności na zajęciach przez osoby pełnoletnie,
- przestrzegania zasad ubierania się w szkole lub noszenia jednolitego stroju,
- przestrzegania warunków wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych,
- właściwego zachowania wobec nauczycieli i innych pracowników szkoły oraz pozostałych uczniów.
A zatem o makijażu czy fryzurze, elementach wyglądu, nie decyduje szkoła. Bo szkoła nie może regulować niczego poza ubiorem uczniów. Poza tym decydowanie o twarzy ucznia, makijażu czy fryzurze nie mieści się w kompetencjach nauczyciela. Po prostu.
Strefa Edukacji cytuje prawnika Marcina Kruszewskiego, specjalistę od prawa oświatowego, który na TikTok wyliczył, czego nie wolno nauczycielowi:
- nakazania zmycia makijażu,
- przeszukania plecaka,
- czytania korespondencji uczniów, np. sms-ów,
- krzyczenia na uczniów,
- wyrzucenia z sali lub niewpuszczenia ucznia do klasy, kiedy się spóźnił.
Tyle prawo. Opinie w tej kwestii są jednak podzielone.
Kreski na powiece i lekcja matematyki
Serwis mamadu.pl przytacza historię mamy dwóch 14-letnich bliźniaczek, które poszły do szkoły w makijażu.
– Moja córka miała od wychowawcy zgodę na bardzo lekki makijaż – kreski na powiece, zero tuszu, żadnej szminki. Jednak pani od matematyki postanowiła przy całej klasie skrytykować jej wygląd, po raz kolejny ją zaczepić – tłumaczy. – Co ciekawe, druga z bliźniaczek miała mocniejszy makijaż, ale nikt nie zwrócił jej uwagi, bo jest od zawsze uznawana za „tę grzeczną” – podkreśla.
I pyta zirytowana: – Ja jako matka się na to zgodziłam i nie rozumiem, co wspólnego mają ze sobą kreski na powiece i lekcja matematyki.
Co na to eksperci?
– Przychodzą do mnie dziewczynki w wieku 14, a nawet 13 lat. Noszą długie, żelowe paznokcie, ale nie tylko. Wiele z nich przedłuża rzęsy i podkreśla brwi henną, nie stronią także od intensywnego makijażu. To jednak nie jest zasada. Sama wychowuję 11-latkę i dzięki temu mam możliwość przyglądać się dzieciom w jej otoczeniu. Myślę, że to zjawisko z powodzeniem można porównać do świata dorosłych: niektóre kobiety decydują się podkreślać urodę, inne wolą pokazywać się w naturalnym wydaniu – tłumaczy specjalistka w rozmowie z dziendobry.tvn.pl.
I zwraca uwagę na budżet, który pozwala im realizować tego rodzaju zachcianki. To wydatek rzędu 200 zł miesięcznie. Rodzice muszą więc nie tylko wyrazić zgodę na wykonanie zabiegu, ale także go sfinansować.
Nauczyciele często odpowiadają: – Po co młodym dziewczynom makijaż? Po co chcą tak szybko być dorosłe? Mają na to całe życie!
Napisz komentarz
Komentarze