- Najpierw przeprowadzano remont ulicy, zamknięci byliśmy z 3 stron. Obroty spadły o 90%. Potem przyszła pandemia. To wszystko zmusiło nas do radykalnego cięcia kosztów. Mieliśmy 200-300 zł w kasie. Żona gotuje, ja pomagam, bo nie stać nas było na pracowników. Wstajemy o 6, wracamy po 22 – opowiadają restauratorzy.
Okazuje się, że jedzenie podane Magdzie Gessler było bardzo smaczne.
-Jestem pod wrażeniem. Znalazłam tu wszystkie smaki mojego domu. Jestem bardzo wzruszona – wyznała słynna restauratorka.
Magda Gessler zaproponowała zmianę nazwy. Bistro nazywa się teraz „Mam apetyt na…”. W lokalu pojawiło się mnóstwo jasnych kolorów oraz motywów kwiatowych na obrusach i obrazach wiszących na ścianach.
Kolacja promocyjna udała się wyśmienicie.
Jednak już po pierwszym dniu rewolucji Ala, córka właścicieli, która pomaga im w restauracji, trafiła do szpitala. Stres, przepracowanie, emocje nie służą zdrowiu.
Kiedy Magda Gessler po kilku tygodniach wróciła do Szczecina, było dość dobrze, chociaż niektóre z dań w jej menu nie były tak smaczne, jak oczekiwała restauratorka. A pani Agnieszka znowu wyglądała na zmęczoną i zapracowaną.
-Żeby tylko nie przegrali własnej restauracji! - powiedziała z troską w głosie Magda Gessler.
Na szczęście Agnieszka i Marek są bardzo uparci, zdeterminowani i pracowici .
A więc powinno się udać.
Napisz komentarz
Komentarze