Napis nikomu z PiS by się nie spodobał, a już na pewno nie prezesowi tej partii. Michał Marszał chciał na wolnej dziś planszy umieścić obraz – czarne pole, a na nim biały napis: „Nadchodzi koniec, Jarosławie”.
Tak się jednak nie stanie, bo właściciel powierzchni reklamowej nie zgodził się na taką ekspozycję. Chodzi o powiązaną z Agorą, czyli właścicielem „Gazety Wyborczej”, firmę AMS. Mimo że tytuł znany jest z krytyki PiS, to jednak AMS na reklamę Marszała się nie zgadza.
Dlaczego? Prawnicy AMS powołują się na regulamin, zgodnie z którym firma może odmówić wykonania usługi, jeżeli „treść reklamy obiektywnie narażałaby nośnik reklamowy na wysokie ryzyko zniszczenia wskutek aktów wandalizmu”. Po prostu AMS obawia się, że reklama może zostać zniszczona.
Marszał umieścił w internecie film, w którym wyraża swoje niezadowolenie. Na nagraniu mówi, że – po pierwsze – z napisu nie wynika, o jakiego Jarosława chodzi. Po drugie, nie wiadomo, jaki koniec miałby nadejść, a po trzecie – billboard znajduje się tak wysoko, że trudno będzie go zniszczyć.
– Ludzie przychodziliby tutaj bić brawo, a nie niszczyć plakat – uważa Marszał. I zapowiada: – Przyjedziemy tutaj z przyczepką, może z tablicą LED albo innym wynalazkiem, ale ten billboard postawimy.
Dodajmy, że Michał Marszał nie jest ani osobą anonimową. Współpracuje z Tygodnikiem „Nie” Jerzego Urbana. To – przypomnijmy – w PRL-u prominentny działacz tzw. aktywu partyjnego i były rzecznik prasowy ówczesnych rządów.
Marszał, który z ramienia „Nie” działa w mediach społecznościowych, znany jest z krytyki PiS. Używa przy tym bardzo ostrych, wulgarnych sformułowań.
Napisz komentarz
Komentarze